Dzisiaj jestem tylko wspomnieniem...

- Mamo, co Ci się najbardziej nie podobało w filmie? - zapytał około 10-letni synek, gdy wracaliśmy al. Ossolińskich do domu z nowej Akademii Pana Kleksa. A ponieważ obiecałem w poprzednim poście napisać wrażenia z filmu, postarałem się o bilety na jeszcze tegoroczny seans.

Tekst "Hogwart dla ubogich" oparłem wyłącznie na podstawie obejrzanych trailerów. Podałem kilka inspiracji wizualnych i scenariuszowych i opisałem soundtrack. Teraz przechodzimy do samego filmu. W ramach przygotowania do dzisiejszego seansu obejrzałem wczoraj po wigilii wersję z 1983. Od razu przypomniała mi się szkolna wycieczka z mojej podstawówki nr 18 na toruńskim Rubinkowie tramwajem do nieistniejącego już kina Echo naprzeciwko parku botanicznego. Miałem osiem lub dziewięc lat i jak wszyscy do dziś pamiętam marsz wilkołaków na tle muzyki TSA i do dziś się boję. 


Akcja nowej adaptacji zaczęła się w przeciętnej dzielnicy współczesnego Nowego Jorku. Nastoletnia córka mieszka z mama - wdową, mamy ruch uliczny, trąbią samochody, taksówkarz pokrzykuje na pieszych, pojawiają się Ady rówieśnicy. Trochę jak początek "Niekończącej się Opowieści", tylko auta nowsze na ulicach. I podobnie bohaterka, tak jak Bastian, trafia do domu tajemniczego jegomościa granego przez Piotra Fronczewskiego. Zatrzymajmy się na chwilę przy tej roli. A właściwie przy obydwu rolach. 


Skąd i po co zamiana ról? Największe odstępstwo od filmowego oryginału to powierzenie roli Ambrożego Kleksa Tomaszowi Kotowi. Udział Piotra Fronczewskiego w nowej adaptacji jest w zasadzie marginalny, głównie przygląda się przez jakąś lupkę przebiegowi akcji filmu w swoim tajemniczym gabinecie i coś pomrukuje charakterystycznym głosem. Nie jest to istotna postać w filmie. Ważne było po prostu umieszczenie Fronczewskiego w obsadzie dla przyciągnięcia widzów starszego pokolenia. Natomiast niepokojące jest, że Tomasz Kot wcielił się w Kleksa totalnie pozbawionego charyzmy. Jest to wesołkowaty wariat, który kompletnie nie panuje nad stworzoną przez siebie uczelnią, pokazuje uczniom mniej lub bardziej udane kuglarskie sztuczki, w które oni są z kolei przesadnie wpatrzeni. Jest to słabiutko poprowadzona rola, słabiutko aż do samego końca, gdzie pałeczkę w Akademii przejmie ktoś zupełnie inny.

Cała pierwsza godzina filmu wygląda jak stworzona przez sztuczną inteligencję, której daliśmy zadanie "stwórz trailer", ale omyłkowo wpisaliśmy 60 minut zamiast 60 sekund. I tak przez ekran przelewa się długachna prezentacja Akademii. Jest tam wszystko z kultowych filmów SF i fantasy, raczej zapytałbym, czego tam nie ma. Jest ryczący Chewbacca z Gwiezdnych Wojen, są sztuczki Harry Pottera, są przygody Alicji... W tym wszystkim przemyka się zagubiona nowa uczennica Ada z Nowego Jorku, ale wyjątkowo dzielnie sobie jakoś radzi z tym postmodernistycznym sosem, z tą zbitką cytatów z innych filmowych dzieł. Ten niemal godzinny popis efektów specjalnych i techniki CGI doprowadził do tego, że niemal wyszliśmy z sali. Bez wytchnienia bum, trach, bęc, ziuuuu, które niczego nie wnoszą. Świecące motylki o których nic nie wiemy, wiszące ogrody o których nic nie wiemy. Reżyser Maciej Kawulski, znany z pewności siebie, zaprzecza w jednym z wywiadów, że stworzył tzw. blockbuster wypełniony efektami specjalnymi i cgi, ale nie patrzy przy tym rozmówcy w oczy. Więc?


Zamek z lewej, zamek z prawej, ogrody, stawy, jeziora, wielkie grzyby świecące w nocy, wszystko tylko nie życie Akademii. Może jestem staromodny, ale zabrakło mi opisu dnia z życia uczelni. Weszcie nadchodzi długo oczekiwany dialog głupkowatego ptako - człowieko - Mateusza z Adą i to on nas powstrzymał od opuszczenia sali kinowej. To był w ogóle pierwszy dłuższy dialog od pojawienia się Ady w Akademii. Po tej feerii efektów reżyser dał nam nareszcie chwilę oddechu. Dowiedzieliśmy się wiec na nowo o historii księcia Mateusza, a sam ptak stał się choć na chwilę poważniejszy. W tym momencie warto się zatrzymać nad tą postacią. Pełni on rolę nadwornego błazna, jest uzależniony od magicznych jagód, mamy się śmiać z tego, że jako ptak nie panuje nad robieniem kupy i spada ona na przypadkowe miejsca lub osoby. Jest to kloaczno - koszarowy humor rodem z "komedii" Kac Wawa albo podobnych obrazów. Jakieś nawiązanie do gangsterskich filmów reżysera? Nie wiem, nie oglądałem. Sranie Sowy - Szpaka - Człowieka Mateusza to jedno z największych rozczarowań. 


Wilkusy, (od słowa gangusy?) a dawniej wilkołaki napadają na Akademię w połowie filmu. I tu zaczyna się naprawdę "inna bajka". To już jest horror, kolejny raz na nowo kolaż cytatów z horrorów o wilkołakach (Underworld). Gdzieś w międzyczasie wracamy do Nowojorczyka Fronczewskiego który cmoka nad dziejącą się akcją, no bo coś musi odegrać w filmie. To bardzo mroczna część filmu, która została niepotrzebnie wydłużona kosztem szybkiego montażu lekcji z Kleksem i innych pozytywnych scen. Ambroży Kleks uwięziony w klatce przez wilki bezradnie w niej tkwi, a nad sytuacją zaczyna przejmować kontrolę nastoletnia Ada, która wraz z pozostałą dziatwą pokonuje stopniowo groźną hordę napastników. W działaniach młodych obrońców możemy wyłapać wiele cennych cech, których jednak dzieci raczej nie zdobyły dzięki Akademii, która została ledwo liźnięta jeśli chodzi o relacje między nimi, przyjaźnie itp. I to właśnie Ada ratuje na koniec Mateusza i wystraszonego i  bezbronnego Pana Kleksa. I tutaj okazuje się, że najlepiej poprowadzona została rola negatywna, czyli siostry króla wilków, którą zagrała brawurowo Danuta Stenka. Wielkie brawa, bo jest świetna po prostu. 


Dużym minusem tego filmu są słabo rozbudowane postacie uczniów akademii i związane z nimi wątki. Tonący Albert, którego Ada odnajduje dryfującego na krze lodowej (scena 1:1 z Titanica), nazywany jest przez nią największym przyjacielem. Ale dowodów na to nie znajdziemy w poprzednich scenach. W wielu momentach mamy wybuchy emocji, uczuć, patetyczne przemowy, ale one pojawiają się znikąd. Postacią, którą możemy polubić to Ada, bo jest w swojej roli prawdziwa. Dobrze łączy świat rzeczywisty z baśniowym, dobrze się porusza w tych dwóch alternatywnych światach. Ptaka Mateusza, który jest przecież postacią tragiczną, możemy polubić raczej z litości, a Ambroży Kleks jest jakimś tam ersatzem Kleksa książkowego oraz filmowego z 1983, ale stoi w cieniu tamtej postaci. Jest słabym i nieporadnym śmieszkiem, który raz zeskakuje, raz sfruwa, a na koniec, gdy mówi Adzie że naprawi Akademię, to przychodzi do głowy reakcja - przyjść pomóc mu z drabiną i wałkiem malarskim, bo sobie najzwyczajniej nie poradzi do czasu kolejnej premiery Akademii.


Nie mogę zgodzić się z recenzją zamieszczoną na stronie Na Ekranie autorstwa Dawida Muszyńskiego, który uważa, że wisienką na torcie jest niewątpliwie Tomasz Kot jako profesor Kleks. Widać, że aktor w pełni poświecił się tej postaci. Oddał jej całe swoje serce. On nie gra Kleksa, on się nim stał. Widać gołym okiem, że to nie jest dla niego pierwszy lepszy projekt, a coś, z czym będzie chciał być kojarzony dłużej. Może nawet do końca życia. Dla mnie ta rola do końca życia kojarzyć się będzie z tym, jak można zmarnować tak ważną rolę. Fronczewski - Kleks to szalony ale przy tym charyzmatyczny profesor w Akademii, Kot - Kleks to animator dla dzieci w parku rozrywki przebrany za Pana Kleksa.

Maciej "Kawul" Kawulski (posrodku) w swoim żywiole.

Podsumowując: scenariuszowi brak spójności i logiki. Od montażystów wymagano nie tego, co należy. Zresztą widać tutaj jak reżyser instrumentalnie traktuje ekipę filmową. Przesycenie scenografią i efektami specjalnymi trwa i trwa bez oddechu. Dialogi są znikąd. To bardziej wygłaszane okrzyki i  oświadczenia. Słabe są przynajmniej dwie kluczowe role. Dużo agresji i przemocy dla oczu dzieci. Film oceniam jako film na dobry minus, ale jako powrót tytułu oceniam na dostateczny minus. Więc nie dał rady. 

Podziękowania dla Kitki Kitkovej z Pragi za pomoc merytoryczną. 

Komentarze

  1. Zabrakło mi opisu sceny wilkosa wąchającego szyję 12 latki - Ady, jakby miał ją zaraz pocałować, nawet dzieci zauważyły, że ta scena była jakaś dziwna, czuły się nieswojo, ziejąca wręcz pedofilią Okropny film, kicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Miło mi, że czytasz bloga. Pojawiło się już wiele wideorecenzji a sami youtuberzy recenzujący ten film - co jest przerażające w tym momencie - napisali już najlepszy możliwy scenariusz w swoich wystąpieniach. Nie wszyscy studiowali filmowstwo lub reżyserię. Zrobili to w kilka minut. Czym jest ta paskudna Akademia? To zwykły skok, świąteczny skok na kasę z wykorzystaniem legendarnego tytułu. Jestem wściekły na to, że Polski Instytut Filmowy dał się omotać wizjami Kawulskiego. Nie pomógł udział Sebastiana Stankiewicza, Tomasza Kota, Agnieszki Grochowskiej, nie pomogła świetna rola Danuty Stenki, nie pomogła tytaniczna praca scenografów, specjalistów od efektów specjalnych, charakteryzatorów i kostiumografów. Odczuwam, nie tylko ja zresztą, że ktoś chodził między tą ekipą, wymądrzał się i niszczył dzień w dzień to, co nakręcono i stworzono. Wyszła totalna klapa.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

(nie) legalne kasety magnetofonowe.

HOGWART DLA UBOGICH ?